6:00 rano. Wyspany. śniadanie za godzinę, a przed śniadaniem spacer w pobliżu hostelu. Na ulicach mniejszy ruch, głównie towarowy, na skuterkach i rowerach do wszelkiego typu jadłodajni dowożone są świeże produkty. Wypatroszona ryba, świeżo rozebrane mięso na szerokich deskach na bagażnikach rowerów, zielenina, owoce w siatkach na kierowanicach i bagażnikach skuterów, kwiaty. Już w kilku miejscach można zjeść zupę, w wielu wypić kawę.
Na ulicy dzieje się tu prawie wszystko. Pan wpych w lejek czerwoną leistą pastę, która napełnia flak, będzie świeża kiełbasa. Kilka kroków dalej przy jednym ze sklepów rozłożony jest biały namiot, z którego dobiega muzyka, dookoła kilkoro ludzi z białymi opaskami na głowach, niektórzy mają na sobie wiecej białego, cienkie tuniki i spodnie nakładane na zwykłe ubranie. Za chwilę, skuter dowozi okazały wieniec i wystawia go przed namiotem, to porzegnanie zmarłego.
Wracam do hostelu, już jest śniadanie. Dziś zwiedzanie głównych atrakcji stolicy Wietnamu. Świątynia literatury, mauzoleum Ho Chi Minha, brama do starego miasta ze śladami pocisków z fransuckiego oblężenia, mała wyspa na jeziorze Tay, zamknięta już Train Street.
Hostel zarezerwowany na dwie noce, aby zyskać jeden dzień postanawiam jednak już dziś przejechać nocnym autobusem do Ha Giang. Dojazd na dworzec My Dinh nie był łatwy, z powodu nocnego bazaru, trasy autobusów były zmienione, przystanek był znacznie dalej niż się spodziewałem. W pośpiechu wsiadłem do autobusu w przeciwnym kierunku. Zdążyłem, na dworcu 20 minut przed odjazdem.
Duży plecak można bylo bezpłatnie zostawić w hostelu, w drogę wybrałem się na lekko z nowym wietnamski plecakiem North Face (32 litry Surge II Transit za 25$) w sam raz na motor.
Sypialny autobus, cena 200K DNG chyba można było przejechać trochę taniej.
Buty do reklamówki, do autobusu w czystych klapkach albo w skarpetkach. Koc i poduszka, leżanki mogłyby być trochę dłuższe. Po 7 godzinach i jednej przerwie dojeżdzamy do Ha Giang.