Na śniadanie Banh Mi z sadzonym jajkiem, grupa odjeżdża a ja w górę na pierwszy treking. Wychodzę bez jedzenia i wody, na maksymalnie 1,5h, ale się przedłużyło bo trasa była całkiem przyjemna i wciąż chciałem zobaczyć co jest za następnym zkrętem.
Spragniony i głódny wróciłem do hostelu, banan, kawa, miło się siedzi na tarasie ale jest już po 12-tej i czas wyruszyć do Dong Van. Po drodze punkt widokow, dużo kolorowo ubranych dziewczynek z kwiatami w plecionych koszach, pozniej festyn w pobliżu wiejskiego domu, w którym krecono jest jakis popularny serial i jeszcze więcej dziewczynek z kwiatam. Ostatni punkt programu, drewniany zamek z połowy XIX wieku, zbudowany w czasie Opiumowej prosperity przez lokalnego władcę.
Ostatnia godzina podróży już o zmroku, Hostel CN dosyć słaby, bez atmosfery i blisko głównej ulicy, do tego głośne Karaoke. Pomimo zmęczenia postanawiam ewakuować się do centrum miasteczka, a tam nocny market, lokalne produktu i jedzenie. Po obfitej kolacji mam miejsce tylko na kawę. W barze Green Krest, w pobliżu bazaru, młoda właścicielka baru, snuje odważne wizje założenia Hostelu.
21:30 wracam, w hostelu już cicho, można spokojnie zasnąć.