Wynioslem sie z Istambulu. Odpoczywam ok 150 km od tego wielkiego miasta, w malej nadmorskiej miejscowosci Kumbag. Zaraz za miasteczkiem zaczynaja sie goru i pagorki siegajace az do morza. Jest juz po sezonie, spokojnie, jestem jednym z niewielu turystow. Nie ma tu nic ciekawego oprocz morza, gor i spokoju. Spaceruje po tych wzniesieniach, a gdy wyjdzie slonce kapie sie w morzu.
W niedziele wybralem sie na przechadzke, ciekawy widok na linie brzegowa z wysokosci kilkuste metrow. Przeszedlem tak ponad 15 km i juz nie chcialo mi sie schodzic do wioski, ktora wedlug przewodnika bylaby warta takiego wysilku.
Wrocilem stopem, poraz kolejny wzdluz morza na pace samochodu dostawczego. Po kilku kilometrach kierowca zatrzymal sie by dac mi sweter bo zrobilo sie zimno i poczestowal mnie winogronami. Przystanek na herbate turecka i dalej do miejscowosci, z ktorej przyszedlem.
Nie znam ani jednego slowa w jezyku tureckim. Tu prawie nikt nie mowil po angielsku, wiec skazany jestem na jezyk migowy oraz obrazkowy.
Turcja ma kilka rzeczy, ktorych brakowalo w Bulgarii. Po pierwsze herbate czarna i bardzo dobra, po drugie dobre slodycze np. czekolada z duza iloscia pistacji lub baton podobny w smaku do Snickersa ale znacznie tanszy. Wreszcie sa slodkie bulki, w Bulgarii trudno je znalezc posrod bulek ze slonym serem czy kielbaskami. Tutaj co chwila kusza z wystaw cukierni lub kawiarnii.